Moderne 10 – produkt „hi-end’owy”
„Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że dźwięk kolumn jest wiarygodny. Nieczęsto się na tę kategorię powołujemy, ale jest ona podstawą do tego, żeby nasze ciało, głowa i reszta, przyjęły choć przez chwilę, że to, co się przed nami dzieje to realne wydarzenie. Dokładne powielenie tego ostatniego jest niemożliwe i nie ma co liczyć, że kiedykolwiek się to uda, ale hi-endowe produkty, przy wszystkich słabościach mechanicznego odtworzenia i ograniczeniach technologicznych potrafią przedstawić coś, co odbieramy właśnie w ten sposób, coś, dzięki czemu na chwilę, choć na chwilę „odpływamy” i słuchamy muzyki.”
„Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że dźwięk kolumn jest wiarygodny. Nieczęsto się na tę kategorię powołujemy, ale jest ona podstawą do tego, żeby nasze ciało, głowa i reszta, przyjęły choć przez chwilę, że to, co się przed nami dzieje to realne wydarzenie. Dokładne powielenie tego ostatniego jest niemożliwe i nie ma co liczyć, że kiedykolwiek się to uda, ale hi-endowe produkty, przy wszystkich słabościach mechanicznego odtworzenia i ograniczeniach technologicznych potrafią przedstawić coś, co odbieramy właśnie w ten sposób, coś, dzięki czemu na chwilę, choć na chwilę „odpływamy” i słuchamy muzyki.”
„Znakomite oddanie wolumenu instrumentów i umiejętność cieniowania go w zależności od tego, jak głośno muzyka jest puszczona. Świetnie sprawują się zarówno przy cichutkim słuchaniu wieczorem, jak i przy porannym łojeniu, jednak to nie o to tutaj chodzi, to tylko porządne hi-fi. Ważniejsze jest bowiem to, że źródła pozorne nie są zamazywane wraz z wyciszaniem, a zachowując dobrą selektywność, zmniejszają się. To tutaj słychać, że każda płyta ma własny poziom, przy którym należy ją grać. Wszystko wtedy wskakuje na swoje miejsce i otrzymujemy dużą, ekspansywną scenę dźwiękową i niezwykle realistyczne instrumenty”
„Jednak to owe promile dopełniające całość stanowią, że szkockie kolumny pokazują instrumenty za sobą, jakby miedzy nami, a źródłem dźwięku niczego nie było. Co więcej – każde przesunięcie (przez realizatora) instrumentu, nawet kilka centymetrów w którąś stronę, daje w efekcie przesunięcie „obrazu” instrumentu, bez przywiązywania go do głośnika wysokotonowego (to najczęstszy problem), mimo że dźwięk wciąż dobiega zza płaszczyzny (przecież szerokiej) kolumny.”
„Właśnie – bas. Rzecz, którą właściciele monitorów poświęcają w imię sceny, precyzji itp. Już o tym nie raz pisałem, ale powtórzę: nie da się wykreować realistycznego wydarzenia (nie piszę o ‘realnym’, bo tego się nie da w żadnym systemie i nic się raczej w tej mierze nie zmieni) bez oddania pełnego pasma. Rozumiem wybór właścicieli „podstawek”, nie atakuję nikogo, bo to po prostu jeden z wyborów, kompromisów, przed którymi staje każdy audiofil, bez względu na zasobność portfela i osłuchanie, ale wzdragam się przed udawaniem, że nie ma żadnego problemu. Moderne 10 pokazują, że rozciągniecie pasma w dół to nie jest fanaberia Amerykanów, opętanych przez wielkie przestrzenie, ani wymóg Niemców, pragnących właściwie oddać marszowy rytm piosenek swoich ukochanych wykonawców. To nieprawdziwe i głupie stereotypy, mające tyle wspólnego z rzeczywistością, co twierdzenie, że wszyscy Polacy to pijacy i złodzieje. Kolumna szerokopasmowa potrafi mianowicie pokazać wydarzenie w pełnym, nomen-omen, wymiarze. Jak instrument jest duży, to jest rzucony na dużej części przestrzeni. Jeśli mały, to jest po prostu mały. Nie ma to nic wspólnego z tym, jak głośno je słyszymy, bo maciupki flet picolo zgrabnie przebija się przez forte orkiestry symfonicznej, a do tego, żeby było w tej ostatniej słychać kontrabas, w ogóle coś słychać, trzeba to samo zagrać na kilku instrumentach jednocześnie. A.R.T.-y tę subtelną, ale dla wiarygodności przekazu kluczową umiejętność po prostu mają. Myślę, że to pochodna mocnego, wyrównanego basu tych kolumn. (…) Schodzi naprawdę bardzo nisko, jednak żeby to wykorzystać, trzeba kolumny dość mocno odsunąć od ściany. Inaczej bas nieco się, na samym dole, „rozłazi”. Bas-refleks słychać, ale nie, jak zwykle, tj. nie jako buczenie, a jako swego rodzaju „swobodę” w oddaniu impulsu, pełnię. Stopa perkusji, werbel (tak, nawet wyżej położone instrumenty na tym korzystają) itp. uderzają, jak na koncercie, tj. razem z czymś „za nimi”, z zapasem dynamiki, bez kompresji. „
„Przez dłuższy czas wydawało mi się też, że szkockie kolumny są mało rozdzielcze. Ach, jakże się myliłem! Mój odbiór tego dźwięku był po prostu naznaczony przyzwyczajeniem do perfekcyjnej detaliczności Harpii i Xavianów. Ponieważ, jak pisałem, wysokie tony są w Moderne 10 wyraźnie wycofane, a wyższy środek trochę tłumiony, detale nie narzucają się swoją obecnością. Ich różnicowanie i włączanie w tkankę utworu jest jednak znakomite, o czym się przekonałem przy płycie Silver Solveigi Slettahjell. Rozpoczyna się ona od spokojnego utworu, gdzie w początkowej części pianista delikatnie podgrywa na strunach fortepianu, pod klapą instrumentu. Kolumny ze Szkocji pokazały to fenomenalnie! Przez chwilę myślałem, że to coś strzela w urządzeniach, stojących na półce Base (Nautilus Hi-End) pomiędzy kolumnami, ale zaraz doszło do mnie, że przecież już to wcześniej słyszałem, tylko inaczej. Teraz była to organiczna całość z resztą muzyki, nie był to szczegół dla szczegółu, żeby rozbawić gawiedź, a część aranżu, delikatny podkład pod głos, taki kontrapunkt, łączący poszczególne frazy śpiewane przez Solveigę. Przy płycie King Crimson było to samo, jednak tam wycofanie wokalu nie pozwalało tak jasno zdiagnozować tego fenomenu.”
W. Pacuła
Pełny tekst recenzji.